[Latest News][6]

Akcja
Akcja parnerska
animal attack
Arnold Schwarzenegger
artykuł
Buzzujemy
Clive Barker
Cronenberg
Dario Argento
Deadly Prey
Dick
Eksperyment
film.org.pl
Gangsterka
Giallo
Horror
John Carpenter
John Wick
Karate
klasa B
Klasyka
Komedia
Lata 70-te
Lata 80-te
lata 90-te
Magivanga
Muzyka
Na spokojnie
Narkotyki
Noir
Obyczaj
Ogłoszenia Parafialne
Ogłoszenia Parafilne
Okolice Grozy
Post-apo
Postapo
punk
ranking
relacja z koncertu
rock
Rumiankowo
Seagal
SF
slasher
Steven Seagal
Święta
The Room
Thriller
Trip
Van Damme
Włoszczyzna
Zakalec
zestawienie

Kilka słów o The Room - filmie z innego wymiaru.


Jeśli interesują was filmy tak złe, że aż dobre, zapewne wiecie już, kim jest niejaki Tommy Wiseau. Jego obecność w świecie show-biznesu była ostatnimi czasy niezwykle intensywna...
Dla tych, którzy są poza tematem, krótka notka wprowadzająca. Tommy Wiseau to twórca filmu The Room z 2003 roku - niezależnego dramatu psychologicznego. Tyle wikipedia.Teraz my.
Wianuszek słów ("twórca", "dramat", "zagrał") może uruchomić ciąg skojarzeń z klasycznie pojmowanym kinem. Tymczasem The Room to ser (znacie termin “chessy movie”?) w kwasie topiony. Rojenie na temat tego, jak powinien wyglądać “poruszający dramat, mocno osadzony we współczesnych realiach”. Ten tytuł powoduje, że pewna część widzów zaczyna pękać ze śmiechu. Inna wyłącza go, zniesmaczona lub zmęczona kanonadą absurdalnych, źle nakręconych scen. Parafrazując Ulicę Sezamkową, seans sponsorują literki WTF.

Wiseau to twórca totalny. Bezkompromisowy. Nie mając pojęcia o reżyserii, postanowił przeszyć serca widzów historią, którą sam napisał, a która kojarzyć się może ze strumieniem świadomości wrażliwego nastolatka po "dowrażliwiaczach". Dla siebie przeznaczył główną rolę. Wyłożył na produkcję 6 milionów dolarów i wyciskał z pracowników ostatnie soki, samemu pozostając radośnie niekompetentnym reżyserem i niemalże niezdolnym do zapamiętania tekstu aktorem. Inni wykonawcy - być może zorientowani, że okręt tonie, i to płonąc - zdają się tu grać jakby przez mgiełkę zażenowania czy frustracji. Ale i tak na głowę bije ich Wiseau. Amimiczny, zmulony, ziejący brakiem talentu, lecz uskrzydlony faktem, że może zarzucać na boki długimi włosami i wypowiadać glutowate kwestie na temat miłości czy zaufania, jest w swej roli autentycznie i rozczulająco najgorszy.
Reżyser próbuje oddać puls "samego życia" i uzyskuje efekt, którym charakteryzowały się co bardziej karykaturalne sceny z "Klanu". Tam jednak snujący opowieść "bardziej prawdziwą niż prawda" scenarzyści dbali jako tako o związki przyczynowo-skutkowe. W The Room następuje ich rozszczelnienie, co powoduje wyciek absurdalnych postaci, dialogów czy scen zmierzających donikąd. Dzięki temu uzyskujemy efekt WTF - lot w nieznane w poprzek konwencjom i logice.
Coraz rzadziej czuję w kinie, że ziemia usuwa mi się spod nóg i wkraczam w Nieznane.
Nie dało mi tego zaznać nowe Twin Peaks (manieryczne) ani około transgresyine pretensje Gaspara Noe, ani też nowe tytuły braci Coen, braci Quay czy właściwie kogokolwiek. W Nieznane zabrał mnie Wiseau.
The Room wygląda jak podróba filmu. Mimo że powstał w nowym tysiącleciu, ma w sobie coś telewizyjnych produkcji lat 90-tych w typie polsatowskich “playboyów”(pościelówy ilustrujące sceny sexu, płatki róż spadające na ciała w blasku świec...) czy tanich obyczajowych obrazków “based on true strory. Tyle że...jest od nich gorszy i rozsadza wszelkie etykietki, bryzgając serowym szlamem. Jest toporny, pokręcony, absurdalny. I zły. Tak zły, że aktualnie już kultowy (doczłapanie do tego statusu zajęło mu całe lata). Co to w praktyce oznacza? Mniej więcej tyle, że liczba jego fanów i antyfanów wciąż rośnie, a tytuł otwiera liczne dyskusje i opracowania o kinowym szlamie. Jeśli rasowe "zakalce" mogą podpełznąć blisko mainstreamu, to The Room się to udało. Wiseau za to stał się symbolem tandety, ale i wykoślawioną egzemplikacją ziszczonego american drem. Stał się zło-gwiazdą, ale przecież gwiazdą.

Po tym, jak The Room ochrzczono najgorszym obrazem wszech czasów, Tommy zagrał epizod w kontynuacji Gliniarza Samuraja (innego tak złego, że aż dobrego tytułu; recenzja pierwszej części tutaj). Dodatkowo James Franco - aktor i reżyser i hollywodzka gwiazda w jednym - postanowił opowiedzieć o burzliwej produkcji The Room, samemu wcielając się w rolę Wiseau i stając za kamerą. I tutaj wychodzimy już poza obszar niszy, produktu podklasowego, bo Disaster Artist to starannie zrealizowany hollywoodzki tytuł, którego scenariusz nominowano do Oscara. Franco zrealizował pełnokrwistą komedię, wyświetlaną w kinach na całym świecie.
Tutaj recenzja filmu.
Wiseau korzysta z dobrej koniunktury. Udziela wywiadów, snuje wizje nowych projektów.
Podnieca się, że The Room to jedyny tytuł wydany na DVD, który można oglądać w trzech wersjach językowych jednocześnie. Zapowiada jego wersję 3D. Wysyła do Martina Scorsese próbki swego talentu, by dostać rolę w jego kolejnym filmie. Ma sklep z bielizną, na którym, między innymi,  można kupić Blu-Ray z The Room i dostać darmową parę bokserek. Nadal też grywa w kinie. Poniżej trailer nowej produkcji z jego udziałem.



Czyżby szykował się powrót do cyberpunkowych klimatów rodem z VHS-owego Nemesis?
Wiseau zaintrygował wiele osób, więc Gazeta Wyborcza wzięła jego postać pod lupę, ujawniając polskie pochodzenie filmowca. O tym, że Tommy stał się częścią popkulturowej flory (nieważne, że umiejscowionej w mule, nieopodal dna), niech też świadczy fakt, że wkrótce na trójmiejskim festiwalu Octopuss Krystyna Czubówna przeczyta The Room na żywo. Na polskim rynku jest już dostępna książka Grega Sestero - przyjaciela Wiseau i jednego z głównych aktorów w omawianym tu sero-filmie - na temat produkcji obrazu. To na jej bazie Franco stworzył swoją komedię.
Może Tommy jest świrem, antytalenciem i Polakiem, ale swoje medialne życie produkuje jak gorliwy wyznawca amerykańskiej wiary w sukces i konieczność ekspansji, z nie mniejszą niż u Madonny umiejętnością przeobrażania się i zaskakiwania. Jednocześnie i na ekranie, i poza nim nigdy nie wygląda jak ktoś, kto zrodził się w ziemskiej rzeczywistości. Nie zdziwiłbym się, gdyby sam w sobie stanowił kreację autorstwa jakiegoś szalonego komika w typie Andy'ego Kaufmana (tego samego, którego w Człowieku z Księżyca odtwarzał Jim Carrey).
Ale Wiseau wzbudza też niesmak i irytację.



Na jednym z portali, do których pisuję, kolega redaktor podważał jakiekolwiek wartości The Room, w tym rozrywkowe, dziwiąc się "radosnym odbiorem tłuszczy" filmu, którego twórca jest być może szaleńcem. Dla mnie, jak i dla wielu widzów filmu, otwartych na jego pokraczny urok, wartość rozrywkowa jest tu niepodważalna. Nieważne, że zabawa należy do kategorii “inne”, “odstające”; co więcej, może to być jej wielką zaletą. Element zaskoczenia, poczucie zjazdu w otchłań absurdu może powodować - i w wielu wypadkach powoduje - uczucie dobrostanu psychicznego. Widz lubiący filmy tak złe, że aż dobre nie potrzebuje komizmu zamierzonego, aby się śmiać. Śmiech jest reakcją spontaniczną - idzie w poprzek gatunkowym czy estetycznym szufladkom. Jak się okazuje, tragicznie nieudany dramat może być pokręconą komedią. A The Room - powtórzę to jeszcze raz - ma zdolność wzbudzania śmiechu, nierzadko gromkiego, o czym świadczą świadectwa ludzi z różnych stron świata. Niewiele współczesnych komedii to potrafi. Nie obchodzi mnie w tym układzie, czy twórca jest zdrowy psychicznie, czy nie, podobnie jak średnio mnie interesuje, czy Jodorowsky, kręcąc swoje filmy, lewituje czy może tylko spożywa pejotl. Obcuję tu z dziełem Wiseau, a nie z jego zamiarami; owo dzieło uważam za niezłą zabawę, godną jednego czy dwóch seansów. Reżyser nie jest też pierwszym z brzegu tandeciarzem, koronowanym ad hoc na świra 10 muzy. Powołał do życia naprawdę niedorzeczną pokrakę filmową, z której tryska fontanna dziwnych fluidów; zapracował na swoje 15 minut sławy/niesławy.
Każdy film to tylko sen o rzeczywistości. Znamy na pamięć mechanikę snów rodem z hollywood, utrwaloną w naszej głowie setkami tytułów. Jeśli mamy w sobie głód “inności”, możemy też poświęcić półtorej godziny na musujący sen-bubel. Tym bardziej, że w rejestrach "tak złe, że aż dobre" poruszają się zazwyczaj horrory, akcyjniaki lub SF. Tutaj zmutowane sero-cielsko opiera się na pokrzywionym kręgosłupie dramatu obyczajowego. To opowieść o zdradzie i ludzkich emocjach zabiera nas na drugą stronę tęczy lub ciemną księżyca - oczywiście, przez króliczą norę o spiralnych schodach. Zachęcamy więc do kontaktu z tym rodzynkiem.
No, chyba że boicie się, iż The Room stępi wam dobry smak i po seansie pobiegniecie zdziczali profanować grób Kieślowskiego. Tyle że ...strach czyni cię więźniem, a nadzieja daje ci wolność, jak głoszą na plakatach filmowych.


Zobaczymy, co będzie dalej z Wiseau. Bo czy można brylować w nieskończoność jako twórca filmu sprzed kilkunastu lat? Czy internet nie zmęczy się wkrótce wampirycznym twórcą, aktualnie robiącym za świetny model pod wszelkie memy i remixy?
Oraz pytanie specjalne: czy teraz, po The Room, Wiseau potrafiłby nakręcić jeszcze raz coś tak wybuchowo złego? Czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki szlamu?

Kinem tak złym, że aż dobrym, zajmiemy się wkrótce nieco szerzej. A póki co przypominamy wam, że nie samym The Room stoi ten dziwny światek, i wrzucamy trailer oraz plakat do przesterowanego akcyjniaka Deadly Prey. Gdybym miał skwitować ten obraz jednym zdaniem, powiedziałbym, że to zrośnięte klony Rambo i Komando - tanie, niedorozwinięte i cuchnące piwskiem. Słowem, pełna rekomendacja.





O Autorze

"Przyszedłem tu żuć gumę i skopać kilka tyłków. I właśnie skończyła mi się guma."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Start typing and press Enter to search