Upgrade. Cyber - w punkt.
Cyberpunk - nurt fantastyki literackiej i filmowej, celujący w ponure wizje niedalekiej przyszłości ze szczególnym uwzględnieniem wpływu technologii na życie człowieka. Podgatunek ten, wyrosły z powieści Williama Gibsona czy opowiadań Pat Cadigan lub Bruce'a Sterlinga, lubował się w brutalnych obrazach tematycznie i estetycznie pożenionych z 3M - Miasto, Masa, Maszyna.
Zazwyczaj przedstawiał świat brudny, zanieczyszczony i pełen społecznych niepokojów. Niekiedy - rzeczywistość tak odczłowieczoną, że widz/czytelnik zwyczajnie musiał zadać sobie kilka bazowych pytań natury etycznej czy metafizycznej, i to pomimo faktu, że - na pierwszy rzut oka - chodziło tylko o chandlerowską z ducha zabawę w miejski spleen z przemocą, techno-patologią i ładnie migającymi neonami. Filmowy cyberpunk nierzadko romansował z estetyką noir, co widać choćby w klasycznym już Blade Runnerze czy Dziwnych dniach, ale miewał też bardziej szalone, nieokrzesane oblicze (vide japoński Tetsuo: Człowiek z żelaza Shinya Tsukamoto czy wczesne filmy Sogo Ishiego, znanego ze współpracy z muzycznym tytanem o imieniu Einsturzende Neubatuen). Jako kompilacja wszystkich składowych gatunku funkcjonował Johnny Mnemonic, ale owo "best of" zrobiono ciężką ręką i nieco pokracznie. Lepiej wypadł niskobudżetowy, ale pełen pasji Hardware.
Dziś literacki cyberpunk - po tym, jak w latach 80. i 90. mocno wyeksploatowano konwencję - zdaje się być martwy. Gatunek powraca nadal w kinie, choć nie w sposób zmasowany. Mieliśmy niedawno całkiem udany udaną kontynuację Blade Runnera. O filmie możecie przeczytać tutaj.
Ostatnio paradował też na ekranach niejaki Ghost in The Shell - amerykański remake klasycznego już anime, które aż tryskało cyberpunkowym duchem. Nowa wersja okazała się sztywna, nudna i wypomadowana CGI. W dodatku głupia - każdy ciekawy wątek pierwowzoru mieliła na papkę, żeby widz miał poczucie, że w cenie biletu dostaje się też wszystkie odpowiedzi, a film ze Scarlett Johansson musi przede wszystkim przyjemnie musować.
Dziś o tytule nakręconym za niewielki ułamek budżetu hollywodzkiego paździerza, a niewąsko udanym - i jako akcyjniak, i przedstawiciel cyberpunku. Upgrade nie jest pozycją wielką czy przełomową. To po prostu dobra zabawa, którą żal byłoby przeoczyć w zalewie bezjajecznego szlamu filmowego. Recenzja do przeczytania tutaj.
A propos szlamu, i to zahaczającego o cyberpunk: następną tekst, jaki się tu ukaże, będzie dotyczył tytułu tak niemożebnie złego, że aż wywołującego sympatię. Pojawi się robot. Morderczy robot z epoki 80.
Poniżej kilka cyberpunkowych trailerów; zobaczcie, jak różne ciasto można wypiec na bazie zbliżonego przepisu. Wybaczcie, ale nie będę przepraszał za jakość rodem z VHS pewnej części tych zwiastunów.
Na koniec fotka z niezapomnianego Tetsuo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz