Nicolas Cage jako wampir japiszon. Prowokacja nieśmiertelnej istoty czy obnażone zęby ludzkiego talentu?
Dekompresja unika plotek. Zazwyczaj nie wnikamy w życie prywatne twórców czy aktorów - no, chyba że są to wykonawcy klasy Ź, których biografia niewiele się różni od wyczynów ekranowych.
Dziś jednak pozwolimy sobie na wyjątek i przypomnimy, że hollywoodzki aktor, Nicolas Cage, jest prawdopodobnie 180-letnim wampirem. Podobno raz na 75 lat przechodzi odrodzenie. Podobno też w kolejnym filmie dorównującym "Dzikości serca" czy "Zostawić Las Vegas" zagra za 59 lat od teraz i nie robi sobie zdjęć z kotami, bo je zjada.
Tym, którzy chcieliby się przyjrzeć sprawie bliżej, zachęcamy do nabycia zdjęcia-dowodu na eBayu, a także przeszperaniu tropów i teorii w internecie - wielu ludzi bacznie przygląda się sprawie, słusznie uznając, że lepiej zajmować się jakimś kolesiem, którego się nie zna, niż np. nudnymi zmianami klimatu.
Bezczelność Cage'a nie zna granic. Nie tylko jest najwyraźniej nieśmiertelny i diabelnie bogaty (a obecnie zarabia, grając w lurowatych filmach swą zbulwiałą od ciężaru wieków twarzą), co jeszcze pozwala sobie na ironiczne zagrywki na granicy dekonspiracji. Jakie?
Gra, i to koncertowo, zepsutego wampira. Jest przy tym zabawny, przekonujący i tak oddany swej roli, że Bela Lugosi biłby mu brawo, gdyby obejrzał Pocałunek Wampira.
My obejrzeliśmy, a recenzję umieszczamy na portalu film.org.pl - tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz