[Latest News][6]

Akcja
Akcja parnerska
animal attack
Arnold Schwarzenegger
artykuł
Buzzujemy
Clive Barker
Cronenberg
Dario Argento
Deadly Prey
Dick
Eksperyment
film.org.pl
Gangsterka
Giallo
Horror
John Carpenter
John Wick
Karate
klasa B
Klasyka
Komedia
Lata 70-te
Lata 80-te
lata 90-te
Magivanga
Muzyka
Na spokojnie
Narkotyki
Noir
Obyczaj
Ogłoszenia Parafialne
Ogłoszenia Parafilne
Okolice Grozy
Post-apo
Postapo
punk
ranking
relacja z koncertu
rock
Rumiankowo
Seagal
SF
slasher
Steven Seagal
Święta
The Room
Thriller
Trip
Van Damme
Włoszczyzna
Zakalec
zestawienie

Tajemnica Andromedy. Wirus dobrego kina.



Kino fantastycznonaukowe ma w USA długą tradycję. To tam powstało najwięcej hitów tego gatunku, który do dziś cieszy się dużą popularnością. W Polsce nie mamy większych zasług na tym polu, a już z pewnością nie możemy się pochwalić swoimi "Gwiezdnymi wojnami" czy "Star trekiem". Jesteśmy za to chłonni, jeśli idzie o importowane tytuły. Można bez wahania stwierdzić, że napakowane efektami specjalnymi wizje przyszłości czy wypraw kosmicznych ewentualnie spotkań z kosmitami goszczą na naszych ekranach naprawdę często. Nic dziwnego. S-F daje możliwość miksowania grozy, przygody, kina akcji i wypełniania filmu obrazami, które przemówią do dużego dziecka w niejednym miłośniku gatunku. Pytanie, na ile są to popisy fabularne, a na ile poligon efektów specjalnych. A także - jaki jest stosunek sciene do fiction.

Lata 70-te powszechnie uważa się za bardzo udane i dla gatunku, i całego kina amerykańskiego. Powstało wtedy wiele S-F-ów, które przeszły do kanonu, koncentrując się na spójnej wizji świata, a nie na technicznych sztuczkach. Dekadę zdominowały poważne, często pesymistyczne produkcje, w których odbijały się społeczne lęki. Zajmiemy się dziś jedną z nich. "Tajemnica Andromedy" to ekranizacja powieści Michaela Crichtona, speca od techno-thrillerów, późniejszego twórcy "Parku jurajskiego" i wielu innych hitów.



Fabuła jest prosta. Na ziemię spada sonda kosmiczna, infekując mieszkańców małego miasteczka wirusem nieznanego pochodzenia. Przy życiu pozostają tylko dwie osoby. Zespół naukowców zabiera je do tajnego podziemnego kompleksu, by wyizolować i zbadać wirusa. Będzie to wyścig z czasem - zagrożony jest cały kraj, a może nawet świat.
W razie skażenia kompleks zostanie unicestwiony wraz z personelem. Film pozbawiony jest pierwiastka MEGA. Naukowcy działają w grupie. Nikt nie staje sam do walki z tak potężnym wrogiem. Naukowcy nie mają niezwykłych mocy ani pięknych twarzy. Mają sprawne mózgi. Nie sypią żartami-nie ma czasu na żarty. Nie ma też miejsca na skrajny indywidualizm, tak typowy dla filmów z Brucem Willisem, który wystawia "fucka" wszystkiemu, co mu bruździ. Albo ego trafi do kieszeni, albo katastrofa wytrzebi ludzkość. Wróg jest niewidzialny. Nie będzie pluł kwasem czy dyszał złowieszczo. Nie będzie można odstrzelić mu łba, rzucając przy tym one-linerem, który uzmysłowi widzowi, że naukowiec to kozak do sześcianu. Człowiek jest tu przedłużeniem technologii, a jednocześnie jej niezbędnym uzupełnieniem. Technologia-nieważne, jak zaawansowana - nie myśli, nie rozwiązuje problemów. Pozostaje umysł ludzki, który musi pozostać spokojny i zdystansowany, aby nie popełniać błędów.



Mamy tu więc kino paradoksów. Oglądamy bitwę, ale wróg jest zagadką. Pole walki jest zautomatyzowane, sterylne. Zamiast okopów mamy nowoczesne laboratoria. Zamiast krwi, dział i ran postrzałowych - zmęczenie i presję czasu. Pozostajemy wciąż na ziemi, a jednak wszystko, co nas otacza, przypomina statek kosmiczny. Walka nie toczy się na oczach milionów. O losie planety decyduje grupa ludzi, zdana na swoją wiedzę i profesjonalizm. Poddawani naciskom władzy (polityków, wojskowych), mają świadomość, że tylko oni posiadają pełny obraz zagrożenia. Ukryci głęboko pod ziemią, walczą o świat słońca i powietrza. Bez glorii, splendoru i sztabu doradców.

Na tak nietypowym szkielecie buduje reżyser opowieść, która wrzyna się w pamięć. Film ma paradokumentalną formę. Oglądamy wydruki z komputerów, wizualizacje, mapy, wykresy, schematy i pisma z adnotacją TOP SECRET. Poza tym żmudne procedury odkażania, oswajania się ze sprzętem i zasadami funkcjonowania w podziemnej konstrukcji. Kadry wyczyszczono z ozdobników. Groza tutaj to zimne światło, izolacja i klimat kompleksu, który będąc placówką naukową, przypomina także labirynt czy więzienie. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by poczuć, że komputer sterujący budynkiem mógłby się zbuntować. Nie dochodzi do tego, ale widz czuje, że mamy tu świat stojący zagrożeniami, pozbawiony pewników i łatwych rozwiązań.


To realizm powoduje, że "Andromeda" jest obrazem szczególnym. Niebezpieczeństwo, o którym mówi, dotyczy nas wszystkich, a sposób, w jaki o tym mówi, przypomina reportaż z właśnie odbywającej się katastrofy. Mimo że film pozornie zdaje się być nakręcony przez robota, stanowi popis rygoru i wyczucia. Gra aktorska jest oszczędna, przekonującą, wkomponowana w tło i idealnie współgra z rozwojem fabuły. Kamera nie urządza szarż. Ona po prostu "daje się dziać" historii. Efekty specjalne ograniczają się do paru scen i stanowią logiczną konsekwencję fabuły. Minimalistyczna scenografia jest jednocześnie efektowna i klaustrofobiczna. Niepewność i poczucie zagrożenia sączą się z ekranu, nie znajdując przeciwwagi. Szczęśliwie dla widza reżyser pozostaje konsekwentny. Nie wprowadza do obrazu zbędnych zmiękczaczy. Żadnego romansu, żadnej sceny jednoczenia się ludzkości w sytuacji kryzysu; brak flagi na wietrze, łez wzruszenia czy płomiennej przemowy.
Szorstki, reporterski ton może zniechęcać tych, którzy lubią filmy o robotach zamieniających się w auta czy samoloty. A jednak niesamowita atmosfera kompleksu, doskonale prowadzona kamera i skupienie na detalach sprawiają, że napięcie nie spada ani na chwilę. Każda informacja, każda scena jest tu przecież cegiełką budującą spójny, przekonujący obraz desperackiej walki o przetrwanie gatunku. Dodatkowo film ilustruje intrygująca ścieżka dźwiękowa. Nie jest przystępna, nie opiera się na jakimś wyrazistym temacie przewodnim. To elektroniczne szpikulce, dźgające nas chłodnym buczeniem, piskami, wiązkami muzycznej grozy. Warto dać jej szansę także poza ekranem. Nie porwie tłumów, ale wybrańców zainfekuje.
Film jest antytezą współczesnego kina: spójny, klarowny i pozbawiony efekciarstwa. Poza tym nikt tu nie klepie widza po plecach. W świecie zagrożenia wirusowego nie ma szczęśliwych zakończeń. "Tajemnica Andromedy" to kino kunsztownie zrealizowane i przemyślane w najmniejszym detalu. Świetny techno-straszak, który przetrwał próbę czasu i bez problemu wnika pod czaszkę.


O Autorze

"Przyszedłem tu żuć gumę i skopać kilka tyłków. I właśnie skończyła mi się guma."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Start typing and press Enter to search